Pamiętnik Niny 1916-1919

14 listopada

W Szwajcarji, daleko od swego ukochanego kraju umarł Sienkiewicz. We wszystkich kościołach w Moskwie wczoraj były odprawiane nabożeństwa żałobne. My z Lalą byłyśmy u św. Piotra i Pawła na Milutyńskim. Tłok był straszny. Bardzo wielka część ludzi nie mogła się zmieścić w kościele i zalegała podwórze kościelne i całą ulicę. My wdarłyśmy się z wielkim trudem do wnętrza. Cały kościół był przybrany kirem, a katafalk zielenią i wieńcami. Śliczną i wzniosłą mowę miał ksiądz Lutosławski. Bogucki i Dygas śpiewali solo; oprócz tego śpiewał podczas całego nabożeństwa dobrze dobrany chór męski, a także był grany marsz żałobny Chopina. Ale co największe wywarło na wszystkich wrażenie, to hymn „Boże coś Polskę”, odśpiewany przez calutki kościół, podwórze kościelne i ulicę, pełnemi piersiami – tu w Moskwie! Nigdy jeszcze nie słyszałam tak potężnego śpiewu z tylu piersi z zapałem płynącego. Z początku ze wzruszenia nie mogłam najmniejszego dżwięku wydobyć, słowa mi w gardle uwięzły, dopiero powolutku ochłonęłam i śpiewałam razem z wszystkiemi. Przypomniało mi się jak to w Wilnie było nabożeństwo za poległych w  powstaniu listopadowem i podczas nabożeństwa zaczęto śpiewać tę pieśń; akurat ksiądz Mickiewicz zaczynał mówić kazanie, gdy ona wybuchła, jak wulkan i brzmiała potężnie, lecz nie mogła się długo utrzymać; organy zaczęły przeszkadzać, grając coś innego i starając się zagłuszyć; dwie strofki zaledwie zdołaliśmy odśpiewać, a potem głosy zaczęły słabnąć, milknąć, mieszać się z organami, aż nareszcie te ostatnie wszystko zagłuszyły. Potem było wielkie śledztwo policji, a ponieważ to był kościół dla panienek, a więc nas wszystkie brano z osobna na spytki, musiałyśmy robić zeznania, że nic nie widziałyśmy, no i że same nie śpiewałyśmy i w taki sposób nic się nie dowiedzieli.


- 29 -

pierwsza - poprzednia - następna - ostatnia
19 - 20 - 21 - 22 - 23 - 24 - 25 - 26 - 27 - 28 - 29  - 30 - 31 - 32 - 33 - 34 - 35 - 36 - 37 - 38 - 39