Pamiętnik Niny 1916-1919

17 wrzesień

Już 2 tygodnie jestem w Moskwie. Z początku jak przyjechałam, to byłam w wielkiej rozpaczy, gdyż nie było dla mnie mieszkania – pani Kadenacy najęła już malutki pokoik obok swojego, ale lokatorka, która tam przedtem mieszkała, powiedziała, że nie ustąpi, a teraz jest takie prawo, że o ile ktoś płaci za mieszkanie, to gospodyni nie ma prawa go wyrzucić, a więc mieszkałyśmy we cztery w jednem pokoju, z dla mnie starało się o jakiś internat czy co, to mi się strasznie nie  podobało, bo co prawda to coś strasznie okropnego mieszkać tak samiuteńkiej jednej, gdzieś w jakimś obcym internacie, a więc chciałam już najmować w tym samym domu w suterenach malutki pokoik bez pieca i bez mebli, więc musiałabym spać na ziemi, a stolik z kosza urządzić, ale zawsze wolałabym blizko p. Kaden., żeby uczyć się razem z Lalą i razem chodzić do gimnazjum, ale pani Kaden. powiedziała, że nie pozwoli mi w takiej dziurze mieszkać; a więc siedziałam dalej u nich, spałam na podłodze, ale to wszystko głupstwo, było mi tylko bardzo przykro, że Zulka musiała się przygotowywać do egzaminu, a u nas 4 osoby w jednym pokoju więc ciągły ruch, tak, że musiała chodzić na całe dnie do swojej koleżanki panny Ludy Gruszewskiej. Aż nareszcie jak piorun z jasnego nieba spada na nas wiadomość, że lokatorka pokoiku obok się wynosi i że my ten pokoik dostaniemy, a więc tego samego dnia wieczorem zrobiliśmy zaraz przenosiny. Zulka tam się przeniosła, a ja, Lala i pani K. mieszkamy w tym dużym pokoju, pani K. ma niedługo wyjechać do Pilni, a więc my z Lalą tylko we dwie będziemy. Już zapłaciłam 15 rb. za miesiąc za pół pokoju i jestem już u siebie w domu. Na obiady chodzimy do stołówek, próbowałyśmy najrozmaitsze, ale jednak najlepiej dają i najtaniej kosztuje u pani Gadomskiej na Gazetnym zaułku, tak np. obiad można mieć od 35 k. do 60 – ja najczęściej jadam za jakie 45 k. Od wpisu już się oswobodziłam, ale i tak strasznie drogo będzie miesięcznie kosztować koło 50r a może i więcej, a tak już staram się oszczędnie żyć, piję czystą herbatę, (bo mleka 1 ½ szklanki 18 kop. kosztuje) z suchemi bułkami, lub chlebem z wędliną [z domu] (masło po 2 rb. funt) a jak mi się skończy wędlina to kupować też przecie nie będę.

Jak tu przyjechałam, to Oleńka już dawno była – przywiozła ją ciocia ale ponieważ pan Chaillet już wrócił, więc pojechała znowu po jego dzieci do Rudakowa, a jak miała przywieźć, to Oleńka mi powiedziała, że wszyscy przyjdą do mnie, ale czekałam i czekałam i jakoś nikt nie przychodził, więc jednej niedzieli idę znowu do Oleńki (mieszka w polskim internacie pani Jętkiewiczowej i płaci się za nią 75r.) aż tu okazuje się, że już prawie tydzień jak ciocia przyjechała, a do mnie nie przyszła, zabrałam wtenczas Oleńkę i razem poszłyśmy do „Metropolu” do cioci, powiedziała, że właśnie tego wieczoru mieli do mnie pojechać. Ciocia obiecała mi, że zatelefonuje do mnie do gimnazjum i pójdziemy razem do pani Hryniewskiej, tej co to u niej Igoś i Jerzyk mieszkają; jest ona jakoby bardzo sympatyczna i dobra, a więc zawsze dobrzeby mieć taką znajomość w obcem mieście, to często i poradzić coś i pomóc by mogła, ale też jakoś czekam i czekam i ani nikt nie telefonuje, ani nic, pewno już dawno ciocia wyjechała i ze mną nawet się nie pożegnała. Ta pani Hryniewska wszystko urządziła dla Oleńki i to że ją na pensję (do 4 klasy) przyjęli, i to że do internatu się wkręciła, a więc widać, że jest dobra. Oleńka codzień telefonuje do tych chłopców i o niczem więcej już nie mówi jak tylko  „Igaś”, „Jerzyk”! a przez nią już i cały internat – wszystkie chodzą do tego samego kościoła, gdzie oni chodzą, żeby ich zobaczyć.


- 25 -

pierwsza - poprzednia - następna - ostatnia
15 - 16 - 17 - 18 - 19 - 20 - 21 - 22 - 23 - 24 - 25  - 26 - 27 - 28 - 29 - 30 - 31 - 32 - 33 - 34 - 35