Pamiętnik Niny 1916-1919

25 lipca

Tak strasznie stęskniłam się do ludzi, bo pomyśleć przez calutkie lato, co to zwykle lato, wakacje, jest najpiękniejszy i najweselszy czas, nie widziałam ani jednego inteligentniejszego człowieka, nie miałam najmniejszej przyjemności, nawet konno ani razu nie jeździłam, bo konia nie mamy, na Krzywym przecie nie pojadę, na fortepjanie też już grać nie można, bo 7 klawiszy wcale nie odpowiada, a i te co odpowiadają są tak rozstrojone, że prawie ani jeden akord nie jest tak jak się należy, a więc tylko na pociechę śpiewam sobie czasami, albo znowu czasami taka rozpacz jakaś mię ogarnia, że zaczynam płakać, ale tylko tak, żeby nikt nie widział, bo Matula raz jak zobaczyła to i sama zaczęła, niby to mnie pocieszając płakać na dobre i tak płakałyśmy obydwie dosyć długo, wzajemnie się pocieszając; a więc nie chcę, żeby widziała jak ja się martwię, bo sama ma dosyć zmartwienia i płakania o Stefcia. Pewnego razu zaczęły Zienkiewiczówny z naszemi robotnikami tańczyć, a jeden z nich grał na harmoszce, jak ja to zobaczyłam, to tak mi się jakoś wesoło zrobiło i tak mi się zachciało tańczyć, że poszłam do pokoju i zaczęłam skakać i dziwaczyć się rozmaicie aż wtem przypomniałam sobie, że to Stefka naszego nie ma i w tej chwili rzuciłam się ma łóżko i zaczęłam strasznie płakać. Istna warjatka ze mnie!


- 18 -

pierwsza - poprzednia - następna - ostatnia
8 - 9 - 10 - 11 - 12 - 13 - 14 - 15 - 16 - 17 - 18  - 19 - 20 - 21 - 22 - 23 - 24 - 25 - 26 - 27 - 28